W intranecie Google funkcjonuje "rynek prognoz", na którym pracownicy tej supernowoczesnej organizacji mogą zakładać się, czy coś wydarzy się w przyszłości, czy nie. Czy Google otworzy biuro w Rosji? Czy Apple wyprodukuje Maca z procesorem Intela? Ilu użytkowników będzie miał Gmail pod koniec kwartału? Pracownicy gromadzą wirtualne jednostki pieniężne - gooblony - które pod koniec kwartału przekształcają się w realne nagrody pieniężne dla najsprawniejszych jasnowidzów. Dla firmy jest to nie tylko źródło "mądrości tłumu", ale też wiedza o tym, jak informacje rozpowszechniają się w organizacji - kto zakłada się tak samo?
I co się okazuje? Podobne przekonania dzielą nie ludzie, którzy się ze sobą przyjaźnią czy piastują podobne stanowiska, ale ci, którzy siedzą blisko siebie. Po prostu. Nawet w tej firmie, w której ludzie przedkładają kontakty wirtualne nad spotkanie twarzą w twarz, a narzędziami wirtualnej komunikacji posługują się bez problemu, informacja rozprzestrzenia się najłatwiej wśród ludzi zajmujących sąsiednie biurka. Innymi słowy, należałoby się zastanowić nie nad tym, jakie jeszcze technologie komunikacji ludziom udostępnić, ale jak ich usadzić i jak często zmieniać konfigurację fizycznej współpracy. Notabene, wydaje się, że w Google to rozumieją, bo pracownicy zmieniają tam fizyczne miejsce pracy mniej więcej raz na trzy miesiące.
---
"Firma 2.0... nie tak szybko", Dorota Konowrocka, Computerworld 7/802
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz