Pokazywanie postów oznaczonych etykietą strach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą strach. Pokaż wszystkie posty

środa, 7 maja 2014

Przerażająca dysjunkcja

Istnieją tylko dwie możliwości: albo jesteśmy sami we Wszechświecie, albo nie. Obie są równie przerażające.

Two possibilities exist: Either we are alone in the Universe or we are not. Both are equally terrifying.

---
Arthur C. Clarke, as quoted in "Visions: How Science Will Revolutionize the Twenty-First Century" (1999) by Michio Kaku, p. 295

niedziela, 10 lutego 2013

Błahe lęki dorosłych

Drzwi zamknęły się bezszelestnie, a po chwili na schodach rozległy się cichnące kroki ojca. Mark odetchnął głęboko; gdyby na jego miejscu znajdował się ktoś dorosły lub nieco młodsze dziecko, z pewnością nastąpiłby teraz atak histerii, on jednak nie opierał się zalewającej go fali paniki, która wkrótce odpłynęła, pozostawiając po sobie osad odurzającej senności.

Zanim ponownie zasnął, nawiedziła go, nie po raz pierwszy zresztą, refleksja na temat pewnej szczególnej, charakteryzującej dorosłych, cechy: niemal wszyscy biorą środki uspokajające, łykają pigułki lub piją alkohol, żeby przyśpieszyć nadejście snu, dręczące zaś ich koszmary są swojskie i niewinne – praca, pieniądze, co pomyśli nauczycielka, jeśli nie kupię Jennie nowej sukienki, czy moja żona jeszcze mnie kocha, kim naprawdę są moi przyjaciele. Nie mają najmniejszego pojęcia o tym, co przeżywa dziecko pozostawione w ciemnym pokoju, będące w o tyle gorszej sytuacji, że nie może się odwołać do pomocy psychoanalityka lub lekarza; musi samo stawić czoło okropnej istocie, która co wieczór wślizguje się pod dywan, i najróżniejszym strachom, czającym się tuż poza polem widzenia. Każdej nocy zmaga się z tymi koszmarami w samotnej walce, której kres kładzie dopiero paralityczne skostnienie wyobraźni, zwane także dorosłością.

- - -
Stephen King "Miasteczko Salem", Rozdział 10 "Miasteczko", Wydawnictwo Prószyński i S-ka, wrzesień 2012 r.


poniedziałek, 25 lutego 2008

Tron dzięki pokorze

Mamy takie prowincje, gdzie lud jest przygnębiająco dziki, nagi i pogański i bez pouczeń policji mógłby dopuścić się obrazy pańskiego majestatu. Mamy inne prowincje, gdzie nieokrzesane wieśniactwo na widok monarchy uciekłoby ze strachu. I pomyśl, przyjacielu, oto osobliwy pan wysiadł z samolotu, a wokół pustka, cisza, szczere pole, jak okiem sięgnąć żywego ducha. Nie ma do kogo zwrócić się, przemówić, pocieszyć, nie ma bramy powitalnej, nie ma nawet samochodu. Co robić, jak się zachować? Postawić tron i rozłożyć dywan? Wypadnie jeszcze gorzej, bo śmieszniej. Tron dodaje godności, ale tylko przez kontrast z otaczającą go pokorą, to pokorność podwładnych stwarza potęgę tronu i nadaje jej sens, bez niej tron jest tylko dekoracją, niewygodnym fotelem o wytartym pluszu i pokrzywionych sprężynach.

---
"Cesarz", Ryszard Kapuściński, s. 39, Biblioteka Gazety Wyborczej 2008

środa, 31 października 2007

How Fortunate the Man with None

You saw sagacious Solomon
You know what came of him,
To him complexities seemed plain.
He cursed the hour that gave birth to him
And saw that everything was vain.
How great and wise was Solomon.
The world however did not wait
But soon observed what followed on.
It's wisdom that had brought him to this state.
How fortunate the man with none.

You saw courageous Caesar next
You know what he became.
They deified him in his life
Then had him murdered just the same.
And as they raised the fatal knife
How loud he cried: you too my son!
The world however did not wait
But soon observed what followed on.
It's courage that had brought him to that state.
How fortunate the man with none.

You heard of honest Socrates
The man who never lied:
They weren't so grateful as you'd think
Instead the rulers fixed to have him tried
And handed him the poisoned drink.
How honest was the people's noble son.
The world however did not wait
But soon observed what followed on.
It's honesty that brought him to that state.
How fortunate the man with none.

Here you can see respectable folk
Keeping to God's own laws.
So far he hasn't taken heed.
You who sit safe and warm indoors
Help to relieve out bitter need.
How virtuously we had begun.
The world however did not wait
But soon observed what followed on.
It's fear of god that brought us to that state.
How fortunate the man with none.


---
Wiersz Bertolda Brecht wykonany przez Dead Can Dance na albumie "Into the Labirynth"

piątek, 26 października 2007

Oślepiająca biel

Jest styczeń, środek syberyjskiej zimy.

Za oknem wszystko wydaje się zesztywniałe z zimna, nawet jodły, sosny i świerki wyglądają jak wielkie, skamieniałe sople, wystające ze śniegu ciemnozielone stalagmity.

Nieruchomość, nieruchomość tego pejzażu, jakby pociąg stał w miejscu, jakby był tej okolicy częścią — też nieruchomy.

I biel — wszędzie biel, oślepiająca, niezgłębiona, absolutna. Biel, która wciąga, a jeżeli ktoś da się jej uwieść, da się schwytać w pułapkę i pójdzie dalej, w głąb bieli — zginie. Biel niszczy wszystkich, którzy próbują zbliżyć się do niej, poznać jej tajemnicę. Strą­ca ich z wyżyn górskich, porzuca zamarzniętych na śnieżnych równinach. Syberyjscy Buriaci traktują wszelkie białe zwierzę jako święte, wierzą, że zabić je, to popełnić grzech i ściągnąć na siebie śmierć. Patrzą oni na białą Syberię jak na świątynię, w której zamiesz­kuje bóg. Kłaniają się jej równinom, oddają hołd jej krajobrazom, ciągle strwożeni, że stamtąd, z białych głębin, przyjdzie śmierć.

Biel często kojarzy się z ostatecznością, z kresem, ze śmiercią. W tych kulturach, w których ludzie żyją lę­kiem przed śmiercią, żałobnicy ubierają się na czarno, żeby odstraszyć od siebie śmierć, izolować ją, ograni­czyć do zmarłego. Tam jednak, gdzie śmierć jest uwa­żana za inną formę, inną postać istnienia, żałobnicy ubierają się na biało i na biało ubierają zmarłego: biel jest tu kolorem akceptacji, zgody, przystania na los.

---
"Imperium", Ryszard Kapuściński, s. 36-37

wtorek, 9 października 2007

Atak zimna

Pierwszym sygnałem nadciągającego ataku malarii jest wewnętrzny niepokój, który zaczynamy odczuwać nagle i bez wyraźnego powodu. Coś się z nami stało, coś niedobrego. Jeżeli wierzymy w duchy - wiemy co: to wszedł w nas zły duch, ktoś rzucił na nas czary. Ten duch obezwładnił nas i przygwoździł. Toteż wkrótce ogarnia nas otępienie, marazm, ociężałość. Wszystko nas drażni. Przede wszystkim drażni światło, nienawidzimy światła. Drażnią nas inni - ich hałaśliwe głosy, ich odrażający zapach, ich szorstki dotyk.

Ale nie mamy dużo czasu na te odrazy i wstręty. Bo szybko, a czasem nagle, bez żadnych wyraźnych znaków ostrzegawczych, przychodzi atak. Jest to nagły, gwałtowny atak zimna. Zimna podbiegunowego, arktycznego. Oto ktoś wziął nas, nagich, rozpalonych w piekle Sahelu i Sahary, i rzucił wprost na lodowatą wyżynę Grenlandii i Spitsbergenu, między śniegi, wichry i zamiecie. Co za wstrząs! Co za szok! W sekundę robi się nam zimno, przeraźliwie, przeszywająco, upiornie zimno. Zaczynamy dygotać, trząść się, szamotać. Od razu czujemy jednak, że nie jest to dygot, jaki znamy z wcześniejszych doświadczeń, ot, kiedy zmarzliśmy zimą na mrozie, lecz że są to miotające nami wibracje i konwulsje, które za chwilę rozerwą nas na strzępy. I żeby jakoś ratować się, zaczynamy błagać o pomoc.

Co przynosi w takich chwilach największą ulgę? Właściwie jedyne, co może nam doraźnie pomóc: że ktoś nas okryje. Ale nie tak, po prostu, okryje kocem, derką lub kołdrą. Chodzi o to, żeby to okrycie przygniatało nas swoim ciężarem, żeby zamykało nas w jakiejś ściskającej formie, żeby nas miażdżyło. Właśnie o takiej sytuacji bycia miażdżonym marzymy w tej chwili. Tak chcielibyśmy, żeby przetoczył się nad nami walec drogowy!

---
"Heban", Ryszard Kapuściński, s. 60-61

niedziela, 7 października 2007

Prospice

Fear death?--to feel the fog in my throat,
The mist in my face,
When the snows begin, and the blasts denote
I am nearing the place,
The power of the night, the press of the storm,
The post of the foe;
Where he stands, the Arch Fear in a visible form;
Yet the strong man must go:
For the journey is done and the summit attained,
And the barriers fall,
Though a battle's to fight ere the guerdon be gained,
The reward of it all.
I was ever a fighter, so--one fight more,
The best and the last!
I would hate that Death bandaged my eyes, and forbore,
And made me creep past.
No! let me taste the whole of it, fare like my peers,
The heroes of old,
Bear the brunt, in a minute pay glad life's arrears
Of pain, darkness and cold.
For sudden the worst turns the best to the brave.
The black minute's at end,
And the elements' rage, the fiend voices that rave,
Shall dwindle, shall blend,
Shall change, shall become first a peace out of pain.
Then a light, then thy breat,
O thou soul of my soul! I shall clasp thee again,
And with God be the rest!

"Prospice" Robert Browning