Około połowy XIII wieku Italia ogarnięta sporem pomiędzy gwelfami a gibelinami przeżyła istną epidemię biczowników, zwanych z łacińska flagellantami. W Rzymie i w Perugii za poduszczeniem dominikanina Reinera odbywały się procesje flagellantów, którzy bez względu na płeć obnażali się i nawzajem biczowali aż do krwi. W końcu zaczęło przy tej okazji dochodzi do kolektywnych napadów histerii, przeradzającej się w orgie, tak że musiały interweniować najwyższe władze kościelne.
W następnym wieku przez całą Europę przetoczyła się epidemia dżumy, prowokując ponowny rozkwit sekt biczowników, zwłaszcza w Niemczech. Władca Francji, Filip VI, rozkazał zamknąć granice kraju, a niemieccy książęta i biskupi połączyli siły do walki z fanatykami, którzy głosili zalety "chrztu krwią" i burzyli się przeciwko władcom feudalnym. Przeciwko ideałom biczowników wypowiedział się Jan Gerson, a papież Klemens VI ich potępił. Zainteresowała się nimi też Inkwizycja, czego skutkiem było skazanie wielu heretyków na śmierć przez spalenie.
Następne stosy zapłonęły w 1414 roku w Turyngii i Dolnej Saksonii dla ok. stu sekciarzy, którym przewodził niejaki Konrad twierdzący, że papież i biskupi utracili prawo do sprawowania swoich urzędów oraz że sakramenty nie mają żadnego znaczenia, a tylko chrzest krwią, otrzymany za sprawą flagellacji, może zapewnić zbawienie grzesznikom.
---
"Słownik herezji w Kościele katolickim", Herve Masson, s. 90, Książnica, Katowice 2007
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krew. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą krew. Pokaż wszystkie posty
sobota, 21 czerwca 2008
sobota, 26 kwietnia 2008
Ciemna strona robaka
Na czym polega ciemna strona robaka?
– Owady to olbrzymia grupa, więc teoretycznie można trafić na gatunek trujący. W Afryce niedawno zmarło dziecko, które najadło się koników polnych. Jak się potem okazało, te koniki żerowały wcześniej na bardzo trującej roślinie i nagromadziły w sobie duże stężenie toksyn. Zdarzają się przypadki śmierci indyków, którym w wola powbijały się ostre części chitynowych pancerzyków. Pojawia się pytanie: Jeśli zjem chrząszcza z takim pancerzykiem, to czy gdzieś mi się nie nabije albo czy nie dostanę ataku wyrostka robaczkowego? Dlatego chrząszczy nie jem.
Czego jeszcze pan unika?
– Nie pcham się do kolorowych gąsienic. Próbowałem parę gatunków, ale były gorzkie i niesmaczne. Poza tym jestem otwarty na nowe wrażenia… Dobre są koniki polne albo wije, popularnie zwane stonogami. Zupełnie jak kurczaki. W Polsce ciężko się wijami najeść, ale w Anglii są bardzo pospolite. Pracowałem tam jako ogrodnik i kiedy zdzierałem bluszcz z murów, wije spadały mi na ręce. A ja jak ptak – co mi spadło, to zjadałem. Dużo tego było, nawet kilkadziesiąt sztuk dziennie.
I to wszystko na surowo?
– Zaczynałem na surowo, ale to zawsze większe ryzyko zatrucia się bakteriami lub pasożytami. Jeśli się wczytać, czym grozi spożywanie surowych owadów, to odechciewa się eksperymentów. Ale mimo wszystko jest to pewnie bezpieczniejsze niż mięso z supermarketu...
Osy pan poleca?
– Larwy są przepyszne, można je zajadać na surowo. Smakują jak małe rodzyneczki. Jeszcze smaczniejsze są szerszenie. Dwa lata temu zjadłem całe gniazdo. Wielkie, tłuste larwy, na pół palca. W sumie zebrało się tego z pół kilo. Niestety, wcześniej podtrułem je lekko muchozolem... Nie przyznałem się żonie, ale zrobiły mi się od tego pęcherze w ustach i plułem krwią.
---
"Człowiek, który zje wszystko", Przekrój, 13 marca 2008 r.
– Owady to olbrzymia grupa, więc teoretycznie można trafić na gatunek trujący. W Afryce niedawno zmarło dziecko, które najadło się koników polnych. Jak się potem okazało, te koniki żerowały wcześniej na bardzo trującej roślinie i nagromadziły w sobie duże stężenie toksyn. Zdarzają się przypadki śmierci indyków, którym w wola powbijały się ostre części chitynowych pancerzyków. Pojawia się pytanie: Jeśli zjem chrząszcza z takim pancerzykiem, to czy gdzieś mi się nie nabije albo czy nie dostanę ataku wyrostka robaczkowego? Dlatego chrząszczy nie jem.
Czego jeszcze pan unika?
– Nie pcham się do kolorowych gąsienic. Próbowałem parę gatunków, ale były gorzkie i niesmaczne. Poza tym jestem otwarty na nowe wrażenia… Dobre są koniki polne albo wije, popularnie zwane stonogami. Zupełnie jak kurczaki. W Polsce ciężko się wijami najeść, ale w Anglii są bardzo pospolite. Pracowałem tam jako ogrodnik i kiedy zdzierałem bluszcz z murów, wije spadały mi na ręce. A ja jak ptak – co mi spadło, to zjadałem. Dużo tego było, nawet kilkadziesiąt sztuk dziennie.
I to wszystko na surowo?
– Zaczynałem na surowo, ale to zawsze większe ryzyko zatrucia się bakteriami lub pasożytami. Jeśli się wczytać, czym grozi spożywanie surowych owadów, to odechciewa się eksperymentów. Ale mimo wszystko jest to pewnie bezpieczniejsze niż mięso z supermarketu...
Osy pan poleca?
– Larwy są przepyszne, można je zajadać na surowo. Smakują jak małe rodzyneczki. Jeszcze smaczniejsze są szerszenie. Dwa lata temu zjadłem całe gniazdo. Wielkie, tłuste larwy, na pół palca. W sumie zebrało się tego z pół kilo. Niestety, wcześniej podtrułem je lekko muchozolem... Nie przyznałem się żonie, ale zrobiły mi się od tego pęcherze w ustach i plułem krwią.
---
"Człowiek, który zje wszystko", Przekrój, 13 marca 2008 r.
sobota, 9 lutego 2008
Oślepione dzieci
Mieliśmy wspaniałych szachów, takich jak Cyrus i Abbas, ale są to naprawdę odległe czasy.
Nasze ostatnie dwie dynastie, żeby zdobyć lub utrzymać tron, rozlały dużo niewinnej krwi.
Wyobraź sobie szacha, a nazywał się on Agha Mohammed Khan, który walcząc o tron nakazuje wymordować lub oślepić ludność całego miasta Kerman. Nie czyni żadnego wyjątku, a jego pretorianie zabierają się gorliwie do dzieła. Ustawiają mieszkańców rzędami, dorosłym ścinają głowy, a dzieciom wydłubują oczy. Ale w końcu, mimo zarządzanych odpoczynków, pretorianie są już tak wyczerpani, że nie mają siły unieść miecza ani noża. I tylko dzięki temu znużeniu katów część ludzi ratuje swoje życie i wzrok.
Z tego miasta wyruszają potem procesje oślepionych dzieci. Wędrują przez Iran. ale czasem gubią w pustyni drogę i giną z pragnienia. Inne gromady docierają do ludzkich osad i tam proszą o jedzenie śpiewając pieśni o morderstwie miasta Kennan. W tych latach wiadomości rozchodzą się powoli, więc napotkani ludzie są zaskoczeni słuchając chóru bosonogich ślepców, który śpiewa straszliwą opowieść o świszczących mieczach i spadających głowach. Pytają, jakiej to zbrodni dopuściło się miasto, które szach tak bezwzględnie ukarał? Więc na to dzieci śpiewają pieśń o swoim przestępstwie. To przestępstwo polegało na tym, że ich ojcowie udzielili schronienia poprzedniemu szachowi i nowy szach nie mógł im tego wybaczyć.
Widok procesji oślepionych dzieci wzbudza powszechną litość i ludzie nie odmawiają im strawy, ale muszą karmić gromadę przybyszów dyskretnie, a nawet potajemnie, gdyż mali ślepcy są ukarani i napiętnowani przez szacha, stanowią więc rodzaj wędrownej opozycji, a wszelkie popieranie opozycji jest w najwyższym stopniu karalne. Stopniowo do tych procesji przyłączają się malcy, którzy stają się przewodnikami oślepionych dzieci. Odtąd wędrują razem poszukując jedzenia i ochrony przed chłodem i zanosząc do najdalszych wsi opowieść o zagładzie miasta Kemian.
---
"Szachinszach", Ryszard Kapuściński, s. 47, Czytelnik 2007
Nasze ostatnie dwie dynastie, żeby zdobyć lub utrzymać tron, rozlały dużo niewinnej krwi.
Wyobraź sobie szacha, a nazywał się on Agha Mohammed Khan, który walcząc o tron nakazuje wymordować lub oślepić ludność całego miasta Kerman. Nie czyni żadnego wyjątku, a jego pretorianie zabierają się gorliwie do dzieła. Ustawiają mieszkańców rzędami, dorosłym ścinają głowy, a dzieciom wydłubują oczy. Ale w końcu, mimo zarządzanych odpoczynków, pretorianie są już tak wyczerpani, że nie mają siły unieść miecza ani noża. I tylko dzięki temu znużeniu katów część ludzi ratuje swoje życie i wzrok.
Z tego miasta wyruszają potem procesje oślepionych dzieci. Wędrują przez Iran. ale czasem gubią w pustyni drogę i giną z pragnienia. Inne gromady docierają do ludzkich osad i tam proszą o jedzenie śpiewając pieśni o morderstwie miasta Kennan. W tych latach wiadomości rozchodzą się powoli, więc napotkani ludzie są zaskoczeni słuchając chóru bosonogich ślepców, który śpiewa straszliwą opowieść o świszczących mieczach i spadających głowach. Pytają, jakiej to zbrodni dopuściło się miasto, które szach tak bezwzględnie ukarał? Więc na to dzieci śpiewają pieśń o swoim przestępstwie. To przestępstwo polegało na tym, że ich ojcowie udzielili schronienia poprzedniemu szachowi i nowy szach nie mógł im tego wybaczyć.
Widok procesji oślepionych dzieci wzbudza powszechną litość i ludzie nie odmawiają im strawy, ale muszą karmić gromadę przybyszów dyskretnie, a nawet potajemnie, gdyż mali ślepcy są ukarani i napiętnowani przez szacha, stanowią więc rodzaj wędrownej opozycji, a wszelkie popieranie opozycji jest w najwyższym stopniu karalne. Stopniowo do tych procesji przyłączają się malcy, którzy stają się przewodnikami oślepionych dzieci. Odtąd wędrują razem poszukując jedzenia i ochrony przed chłodem i zanosząc do najdalszych wsi opowieść o zagładzie miasta Kemian.
---
"Szachinszach", Ryszard Kapuściński, s. 47, Czytelnik 2007
Subskrybuj:
Posty (Atom)