sobota, 4 października 2008

Terapia a moce twórcze

Raz byłem u psychiatry. Robiłem coś, co stawało się w moim życiu regułą, i pomyślałem: No cóż, powinienem pogadać z psychiatrą.

Kiedy wszedłem do gabinetu, zadałem mu pytanie: "Myśli pan, że terapia mogłaby w jakiś sposób upośledzić moje moce twórcze?" A on na to: "Cóż, muszę być z panem szczery: owszem, mogłaby". Uścisnąłem mu dłoń i wyszedłem.

---
"W pogoni za wielką rybą", David Lynch, REBIS, Poznań 2007

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Witaj Bukwo :)

Jest dokładnie tak, jak napisał Lynch. A wiem to z własnego doświadczenia.

Jak może wiesz, raz na kilka lat zapisuję się na psychoterapię. Wydane na nią pieniądze uważam za najlepiej zainwestowane w życiu.

Gdy poszedłem tam pierwszy raz, a działo się to na 5-tym roku moich studiów, moim hobby była poezja. Byłem jednym z tych szczęśliwców, których bierze we władanie tzw. natchnienie, czyli stan umysłu, w którym jest się w stanie stworzyć rzeczy, które normalnie przerastają nasze możliwości.

Ja używałem tego daru do pisania "wierszy". Piszę "wierszy" w cudzysłowie, albowiem stany natchnienia były zbyt krótkie, bym napisał choć raz w życiu cały wiersz. Największym sukcesem był prawie cały, co nie czyni mnie poetą.

Przykładowo. Byłem na wieczorze autorskim Adama Zagajewskiego w domu literatury na Starówce. Natchnienie trafiło mnie w autobusie. W drodze powrotnej na Ursynów zdążyłem napisać 3/4 wiersza. Potem wysiadłem...

Ale do rzeczy... W wyniku pierwszej psychoanalizy stany natchnienia bezpowrotnie minęły. Terapia zaleczyła "ranę" w moim umyśle (czy duszy, zwanej przez Greków psyche). Ranę, która z jednej strony utrudniała codzienne życie (bolało po prostu), z drugiej była "oknem", przez które wnikała do mojego wnętrza moc zewnętrzna.

Czy żałuję straty? Trochę, ale wolę życie bez "rany".

Czy potrafiłbym powrócić do dawnego stanu? Myślę, że tak. Myślę, że dałbym radę odwrócić na nice roczny wysiłek psychoanalityczki... ale nie chcę.

To różni mnie od Lyncha, że nad natchnienie przedkładam solidny samorozwój. Uważam, że lepiej być solidnym rzemieślnikiem na co dzień niż artystą tylko wtedy, gdy muzom się zachce.

pzdr, Tomek

PS Choć jestem zalogowany z Bloggera Google, nie szukajcie mojego blogu, bo odpalę go dopiero od 1 stycznia 2009.