poniedziałek, 29 grudnia 2008

Służba w milczeniu

Jadalnia znajdowała się poniżej poziomu ulicy i przez okratowane okienko widać było stopy i nogi przechodzących chodnikiem. Światło z zielonego abażuru padało prosto na biały obrus; zebrały się tu, niczym na festyn wspomnień, stare przedmioty rodzinne.

Usiedliśmy i wszyscy we troje milczeliśmy przez chwilę; wówczas wszystkie przedmioty na stole wydawały się drogocennymi formami, ulepionymi z ciszy. Zaczęły wkraczać na obrus nasze ręce; wydawały się naturalnymi mieszkańcami stołu.

Pomyślałem o życiu rąk. Wiele lat temu jakieś ręce zmusiły te przedmioty ze stołu do przybrania formy. Po długich wędrówkach przedmioty te odnalazły swoje miejsce w jakimś kredensie. Owe istoty z zastawy musiały służyć wielu rodzajom rąk. Któraś z nich nakładała jedzenie na gładkie i lśniące oblicza talerzy, inne zmuszały dzbanki do napełniania i opróżniania swojego łona, sztućce do zanurzania się w mięsie, do rozdzierania go i niesienia kawałków do ust. W końcu były też te istoty myte, wycierane i odprowadzane do swoich malutkich mieszkanek. Niektóre z nich mogły przeżyć wiele par rąk; jedne z tych rąk mogły być dla nich dobre, kochać je i napełniać wspomnieniami, ale one musiały przez cały czas służyć w milczeniu.

---
"W zaczarowanym zwierciadle: Opowiadania fantastyczne Ameryki Łacińskiej", zbiór opowiadań/nowel, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1977

sobota, 4 października 2008

Terapia a moce twórcze

Raz byłem u psychiatry. Robiłem coś, co stawało się w moim życiu regułą, i pomyślałem: No cóż, powinienem pogadać z psychiatrą.

Kiedy wszedłem do gabinetu, zadałem mu pytanie: "Myśli pan, że terapia mogłaby w jakiś sposób upośledzić moje moce twórcze?" A on na to: "Cóż, muszę być z panem szczery: owszem, mogłaby". Uścisnąłem mu dłoń i wyszedłem.

---
"W pogoni za wielką rybą", David Lynch, REBIS, Poznań 2007

piątek, 26 września 2008

Coś za coś... ale za to wysokiej jakości!

- Mnie zawsze pasowała skromność, ale w zachodnich standardach. Jest coś za coś. Dowcip z "New Yorkera" mi się przypomina, jak ktoś się modli: "Panie Boże, o niewiele cię proszę, ale chciałbym, żeby wszystko, co mi dasz, było najwyższej jakości". To jest moje credo.

---
Juliusz Machulski w wywiadzie "Seks był wabikiem", Duży Format - Gazeta Wyborcza, 2.09.2008 r.

wtorek, 9 września 2008

Wszyscy jesteśmy zaprogramowani... czy nie?

Przyznając, że trudno znaleźć taki produkt czy przykład działania (nie wyglądające na wynik zaprogramowania), część najodważniejszych entuzjastów sztucznej inteligencji wysunęła twierdzenie, iż nie podobna ustalić do jakiego stopnia każda ludzka praca, włącznie z dziełem Einsteina, jest naprawdę niezaprogramowana. Mamy tu oczywiście do czynienia ze starą tezą Skinnera, że nie ma czegoś takiego, jak prawdziwie spontaniczna, nieuwarunkowana myśl lub czynność. Jest tylko dostrzegalne zachowanie (behawior), którego przesłanki mogą się wymykać naszej świadomej obserwacji, i które, kierując się właściwą nam potrzebą wiary w wolność i godność człowieka, mitologizujemy, uznając za oryginalne, tworzone w najbardziej znaczącym sensie przez nas samych, a nie przez innych.

W ujęciu Marvina Minskiego teza behawiorystów dostarcza wspaniałej okazji do pobicia krytyków sztucznej inteligencji ich własną bronią. To prawda, że komputery nigdy nie spełnią stawianych im wymogów. Nie da się udowodnić, że ich wytwory nie są, w ostatecznej instancji, wynikiem uprzedniego zaprogramowania, ale to samo można powiedzieć i o nas. Umysł człowieka to tylko zbiór "maszyn mózgowych".

---
"Miękkie ostrze: Naturalna historia i przyszłość rewolucji informacyjnej", Paul Levinson, s. 358, Warszawskie Wydawnictwo Literackie "Muza"

niedziela, 24 sierpnia 2008

Entuzjazm a obiegowa opinia

Zgodnie z obiegową opinią entuzjazm odczuwa się, gdy osiągnie się w czymś sukces - uczucie pojawia się po fakcie. Ale (Frank) Betger odkrył prawdziwość obserwacji harwardzkiego filozofa Williama Jamesa twierdzącego, że zachowanie może stworzyć uczucie; znaczy to tyle, że możesz podekscytować się czymś, po prostu odgrywając ekscytację tą rzeczą.

W dalszej części swej książki Bettger przepowiada rozwinięcie tego, co znamy dziś jako nauki kognitywne, sugerując, że częste ćwiczenie uśmiechu wyzwala w człowieku uczucie radości i życzliwości.

---
"50 dzieł klasyki sukcesu", Tom Butler-Bowdon, s. 34, Wydawnictwo HELION, Gliwice 2008

środa, 30 lipca 2008

Zasady dla mniejszości

Dzisiejszy stan Żydów (...) znajomy jest dobrze. Dawniej jurysdykcja zwierzchnia nad nimi do zarządu duchownego, nie wiem dlaczego, należała. Synody diecezjalne stanowiły przepisy zachowania się, życia i zewnętrznych stosunków z otaczającymi ich ludźmi innych wyznań, mianowicie katolickiego. Nadzwyczajna nietolerancja, okazuje się w tych wszystkich ustawach. Tak na przykład synod łucki 1726 roku zaledwie im dozwala stare synagogi naprawiać, a nowych wznosić, mianowicie murowanych, wyższych i obszerniejszych, surowie zabrania. W jednym mieście jedną tylko bożnicę przepisuje, nakazuje dla rozróżnienia odrębny ubiór od chrześcijan (żółte czapki i strój ogołocony z ozdób i klejnotów), zabrania pokazywać się na ulicach w czasie Wielkiego Tygodnia; procesji; drzwi i okna domów, gdy katolicy uroczyście z Najświętszym Sakramentem przechodzą, przykazuje zamykać; na odgłos dzwonka do domów uciekać i kryć się. (...)

Tenże jeszcze synod, o którymeśmy mówili, zabrania obcować i mieszkać chrześcijanom z Żydami, jeść z nimi, najmować się im za stróżów do mogiłek, w święta, jak jest zwyczaj, świece im ucierać i zapalać, za hamana im służyć, jeść ich azyla, do łaźni z nimi uczęszczać itd. (...)

Takie srogie były ustawy na papierze, czytamy je nie tylko tu, lecz wszędzie, jednakże nie wszystkie one przychodziły do skutku i chociaż gdzieniegdzie uciskano Żydów, nigdzie się oni uskarżać nie mogli na zupełnie ścisłe wykonywanie urządzeń dla nich postanowionych (...) pieniądz wydarty chłopu opłacał panów i możnych i kupował im swobody, których prawo dać nie mogło.

---
"Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy", Józef Ignacy Kraszewski, s. 50, Warszawa 1985 (wydanie pierwsze z 1840 r.)

Pełna zgodność z prawem

Farmakolodzy nie mają wątpliwości - stosowanie tych środków może być groźne dla zdrowia, w skrajnych przypadkach - dla życia. To dlatego, że wiele składników wykorzystywanych do produkcji dopalaczy wywołuje takie same efekty jak w przypadku narkotyków. Tymczasem produkty reklamowane są jako środki poprawiające nastrój lub koncentrację. W praktyce wiele z nich może wywoływać stany niepohamowanej euforii i silne halucynacje. (...)

- W Wielkiej Brytanii nasze sklepy istnieją od pięciu lat, a produkty sprzedają się wręcz fantastycznie - mówi kierownik polskiego oddziału firmy, który nie zgadza się na publikowanie nazwiska. - Działamy legalnie. Jeśli jakakolwiek substancja zostanie zabroniona, natychmiast wycofamy produkt, który ją zawiera. Jej odpowiednik powstanie w laboratoriach już na drugi dzień.

---
"Halucynogeny na sklepowych półkach", Gazeta Wyborcza - wydanie internetowe, 30.07.2008 r.

czwartek, 17 lipca 2008

Chce wszystko naprawić...

Człowiek na dworcu
który mówi
nie wiem po co tu przyszedłem
aż po wielu latach
albo po czymś takim
jak młodość albo miłość
z ręką na gardle
chce wszystko naprawić
i poprawia krawat

---
Jerzy Skolimowski

sobota, 21 czerwca 2008

Ból i ekstaza a droga do Boga

Około połowy XIII wieku Italia ogarnięta sporem pomiędzy gwelfami a gibelinami przeżyła istną epidemię biczowników, zwanych z łacińska flagellantami. W Rzymie i w Perugii za poduszczeniem dominikanina Reinera odbywały się procesje flagellantów, którzy bez względu na płeć obnażali się i nawzajem biczowali aż do krwi. W końcu zaczęło przy tej okazji dochodzi do kolektywnych napadów histerii, przeradzającej się w orgie, tak że musiały interweniować najwyższe władze kościelne.

W następnym wieku przez całą Europę przetoczyła się epidemia dżumy, prowokując ponowny rozkwit sekt biczowników, zwłaszcza w Niemczech. Władca Francji, Filip VI, rozkazał zamknąć granice kraju, a niemieccy książęta i biskupi połączyli siły do walki z fanatykami, którzy głosili zalety "chrztu krwią" i burzyli się przeciwko władcom feudalnym. Przeciwko ideałom biczowników wypowiedział się Jan Gerson, a papież Klemens VI ich potępił. Zainteresowała się nimi też Inkwizycja, czego skutkiem było skazanie wielu heretyków na śmierć przez spalenie.

Następne stosy zapłonęły w 1414 roku w Turyngii i Dolnej Saksonii dla ok. stu sekciarzy, którym przewodził niejaki Konrad twierdzący, że papież i biskupi utracili prawo do sprawowania swoich urzędów oraz że sakramenty nie mają żadnego znaczenia, a tylko chrzest krwią, otrzymany za sprawą flagellacji, może zapewnić zbawienie grzesznikom.

---
"Słownik herezji w Kościele katolickim", Herve Masson, s. 90, Książnica, Katowice 2007

sobota, 14 czerwca 2008

Bóg nie jako punkt wyjścia, ale punkt dojścia

Krystian Lupa: (...) Bóg jest postacią konieczną w duszy ludzkiej, żadna kultura sobie bez niej nie poradziła. Postacią, która jest rodzajem projekcji, jakby wystrzeleniem celu człowieka w kosmos, w transcendencję, po to, żeby go ścigał. Jest taka cudowna scena w filmie "Stalker" Tarkowskiego, gdzie rzucają przed siebie śruby ze wstążkami, żeby zobaczyć, czy można tamtędy przejść.

Katarzyna Bielas: Sprawdzają, czy ta lotka nie zniknie w przestrzeni.

Krystian Lupa: Możemy zniknąć, zapaść się, może nas pożreć to miejsce. Trzeba rzucić śrubką i zobaczyć, czy można iść. Bóg to jest taka śrubka, którą rzuciliśmy przed siebie i teraz tam idziemy. Doszliśmy do miejsca, gdzie upadła, bierzemy nową i znów rzucamy. Tak idzie ludzkość, do przodu, tak jakby była kolejnymi wcieleniami Boga.

Być może Bóg nie jest początkiem, tylko punktem dojścia człowieka, efektem kumulacji i wynikiem działania ludzkiej duchowości przez wieki.

---
"Kwiaty we włosach", Wywiad z Krystianem Lupą, Gazeta Wyborcza - Duży Format, s. 5, 9.04.2008 r.

niedziela, 8 czerwca 2008

Władza nad władzą innych

Władza jest względna: jej prawdziwą miarą jest to, o ile władza jednego człowieka góruje nad władzą innych wokół niego. Z tego wynika, pisał Hobbes, że dążenie do władzy jest w istocie dążeniem do władzy nad władzą innych ludzi. Ale w jaki sposób można uzyskać władzę nad władzą innych ludzi?

W burżuazyjnym, rynkowym społeczeństwie, które zaczęło dominować w kulturowym krajobrazie połowy XVII wieku, odpowiedź była prosta: można ją kupić. Jeden człowiek płaci drugiemu, by ten działał w jego imieniu i poddawał się jego woli.

To niekoniecznie znaczy, jak mogłoby się wydawać, że ludzie dysponujący wielką władzą wynajmują innych jako swoich zbirów, pachołków i żołnierzy. Hobbes miał raczej na myśli to, jak zamożny kupiec zatrudnia pracowników, by wytworzyli i rozprowadzili jego towary, lub rzemieślnik wynajmuje pracowników, by wypełnić umowę. Sformułowanie Hobbesa jest równie zimnie, jak jego model człowieka jako maszyny: "Wartością człowieka, podobnie jak w przypadku wszystkich innych rzeczy, jest jego cena; to znaczy: wart jest on tyle, ile by dano za korzystanie z jego siły". Oto etyka wolnego rynku - trzeba wykupić konkurencję.

---
"Masa krytyczna. Jak jedno z drugiego wynika", Philip Ball, s. 35, Wydawnictwo Insignis, Kraków 2007 r.

środa, 28 maja 2008

Their weirdest hour

The Trojan War was essentially just a piratical kidnap caper gone wrong, but it produced tales of gods and monsters, magic and secret survivals. How many more legends, then, can the mightiest conflict in human history create? Even during the war, writers dreamed up alternate endings, and fliers saw strange lights in the sky that became a mythology all their own. America's first native-born gods leaped tall buildings and battled the Axis. Before Hitler's ashes had cooled, there were whispers that he had escaped to a hidden fortress. The Third Reich, born of conspiracy, openly embraced irrational sorceries and boasted of wondrous superweapons, while perpetrating one of the mankind's most unthinkable evils.

This book is about all of that. For starters.


---
"GURPS WWII: Weird War II", Kenneth Hite with William H. Stoddard, s. 4, Steve Jackson Games, USA 2003 r.

wtorek, 20 maja 2008

Świadomość własnych ograniczeń

James Mill był dwadzieścia pięć lat młodszym żarliwym zwolennikiem doktryn Benthama, a zarazem aktywnym radykałem. (...)

Jak wszyscy radykałowie tego czasu wierzył we wszechmoc edukacji. Własne teorie wypróbowywał na własnym synu, Johnie Stuarcie Millu, ze skutkiem po części dobrym, po części złym. Najważniejszą złą konsekwencją było to, że John Stuart nigdy nie zdołał wyzwolić się do końca spod wpływu ojca, nawet wtedy, kiedy zrozumiał, że ma ciasny światopogląd.

---
"Dzieje filozofii Zachodu", Bertrand Russel, s. 878, Fundacja Aletheia, Warszawa 2000 r.

środa, 30 kwietnia 2008

Wiedza jako klucz do "nieśmiertelności"

W średniowieczu główną dyscypliną nauki była teologia. Z początkiem sekularyzacji rolę tę przejęły filozofia i historia. Dziś najważniejsze są fizyka, biologia, medycyna. Wszystkie te dyscypliny w swoim czasie dawały klucz do nieśmiertelności. Kiedyś przepustkę do wieczności dawało poznanie Boga.

Potem, wraz z pojawieniem się ideologii narodowych, taką namiastką nieśmiertelności było trwanie narodu. Naród potrzebował historii. A teraz przedłużać nasze życie mają podróże kosmiczne i biotechnologia, a także eksperymenty genetyczne.

---
"Albo umysł, albo ciało", Z Christiną von Braun rozmawia Ludwika Włodek-Biernat, Wysokie Obcasy, 26 kwietnia 2008 r.

sobota, 26 kwietnia 2008

Ciemna strona robaka

Na czym polega ciemna strona robaka?
– Owady to olbrzymia grupa, więc teoretycznie można trafić na gatunek trujący. W Afryce niedawno zmarło dziecko, które najadło się koników polnych. Jak się potem okazało, te koniki żerowały wcześniej na bardzo trującej roślinie i nagromadziły w sobie duże stężenie toksyn. Zdarzają się przypadki śmierci indyków, którym w wola powbijały się ostre części chitynowych pancerzyków. Pojawia się pytanie: Jeśli­ zjem chrząszcza z takim pancerzykiem, to czy gdzieś mi się nie nabije albo czy nie dostanę ataku wyrostka robaczkowego? Dlatego chrząszczy nie jem.

Czego jeszcze pan unika?
– Nie pcham się do kolorowych gąsienic. Próbowałem parę gatunków, ale były gorzkie i niesmaczne. Poza tym jestem otwarty na nowe wrażenia… Dobre są koniki polne albo wije, popularnie zwane stonogami. Zupełnie jak kurczaki. W Polsce ciężko się wijami najeść, ale w Anglii są bardzo pospolite. Pracowałem tam jako ogrodnik i kiedy zdzierałem bluszcz z murów, wije spadały mi na ręce. A ja jak ptak – co mi spadło, to zjadałem. Dużo tego było, nawet kilkadziesiąt sztuk dziennie.

I to wszystko na surowo?
– Zaczynałem na surowo, ale to zawsze większe ryzyko zatrucia się bakteriami lub pasożytami. Jeśli się wczytać, czym grozi spożywanie surowych owadów, to odechciewa się eksperymentów. Ale mimo wszystko jest to pewnie bezpieczniejsze niż mięso z supermarketu...

Osy pan poleca?
– Larwy są przepyszne, można je zajadać na surowo. Smakują jak małe rodzyneczki. Jeszcze smaczniejsze są szerszenie. Dwa lata temu zjadłem całe gniazdo. Wielkie, tłuste larwy, na pół palca. W sumie zebrało się tego z pół kilo. Niestety, wcześniej podtrułem je lekko muchozolem... Nie przyznałem się żonie, ale zrobiły mi się od tego pęcherze w ustach i plułem krwią.

---
"Człowiek, który zje wszystko", Przekrój, 13 marca 2008 r.

poniedziałek, 24 marca 2008

Rozwiąż różniczkę

Protest szybko przybierał zorganizowane formy. Oprócz komitetów strajkowych działały także grupy porządkowe, które miały pilnować, by na teren uczelni nie dostali się donosiciele i prowokatorzy. Autor anonimowej relacji wspominał po latach: "Brat brał udział w strajku na Politechnice, miałem wtedy 14 lat i nosiłem mu jedzenie. Widziałem, jak pod bramkę podchodzą różni ludzie i mówią, że są studentami, żeby ich wpuścić. Bramkarze dawali im kredę i prosili, żeby na chodniku przed bramą rozwiązywali różniczki. To był taki sprawdzian, kto jest studentem, a kto szpiclem".

---
Piotr Osęka "Co się zdarzyło 22 marca 1968 roku" (Tak toczył się Marzec. Kalendarium wydarzeń sprzed 40 lat), Gazeta Wyborcza na Wielkanoc 2008

Cuchnące wrzody faszyzmu

Ciężko, z tragicznym mozołem ginie naród, jak umierający słoń. Nie, naród ginie jak tysiące umierających słoni. Człowiek pojedynczy umiera pięknie, naród zawsze w sposób odrażający. Wśród wielu objawów pojawiają się także cuchnące wrzody faszyzmu. Naród nigdy nie wie, że zbliża się jego kres, więc myśli, że te wrzody to drobna niedomoga, która rychło minie. I rzeczywiście mija, bo jest tylko zwiastunem ostatecznej zagłady. Na ciele przyduszonego do ściany narodu wybrzuszają się ohydne karbunkuły oszalałego, zdziczałego nacjonalizmu. Chory organizm, organizm skazany na unicestwienie szuka w ten sposób ratunku, pragnie z siebie wypuścić złą krew, chce w zawrotnej gorączce faszyzmu, chce w bydlęcej malignie nacjonalizmu przetrwać śmiertelny kryzys, którego jednak już nie zdoła przetrwać. Taki faszyzm budzi odrazę, ale może też budzić współczucie. Taki faszyzm przypomina truciznę, która truje samą siebie, taki faszyzm przypomina ogień, który pożera sam siebie. Taki faszyzm sprawia, że inne narody przyjmują z ulgą wstrętną śmierć denata.

W wielkich narodach, które nie giną, gdyż żywią się padliną małych narodów, wezbrany faszyzm przerywa wszelkie tamy i wylewa się na cały świat. U małych narodów gnilna ciecz ścieka w głąb organizmu, przyspieszając śmierć. Dla faszyzmu wielkich narodów ludzie znajdują wiele pięknych słów. Dla faszyzmu niewielkiego narodu mają tylko słowa pogardy. To straszne widzieć naród umierający w konwulsjach faszyzmu. Tak się dla wielu z nas skończył 68 r.

---
Cytat z Tadeusza Konwickiego w artykule "Marzec, Maj - a z wolnością kłopot (Michnik spiera się z Cohn-Benditem)", Gazeta Wyborcza na Wielkanoc 2008

Idealista na stosie

To, co teraz powiem, jest ryzykowne, i wiem, że będę za to bity, ale w imię prawdy powiem, że powtarzaliśmy sobie wówczas: dopóki ten świat jest taki, jaki jest, ja nie mam ochoty umierać we własnym łóżku.

Dlaczego to jest ryzykowne? Bo ten slogan wypowiedział Ernesto Che Guevara. Nie jestem dumny z tego, że byłem wtedy zafascynowany Guevarą. Powinienem być mądrzejszy. Ale jednak bym skłamał, gdybym się tego wyparł. Guevara był dla mnie romantykiem, który nie poprzestaje na frazesach, lecz za własne przekonania płaci sobą. Dziś dobrze wiem, że to nie wystarczy, bo są idealiści, którzy gotowi są spłonąć na stosie, ale przedtem spalić na tym stosie wszystkich innych.

---
Adam Michnik w artykule "Marzec, Maj - a z wolnością kłopot (Michnik spiera się z Cohn-Benditem)", Gazeta Wyborcza na Wielkanoc 2008

wtorek, 4 marca 2008

Biblia w władza

Kiedy przybyli do nas misjonarze, Afrykanie mieli ziemię, a przybysze Biblię. Uczyli nas, że podczas modlitwy powinniśmy mieć oczy zamknięte. Kiedy je otworzyliśmy, misjonarze mieli ziemię, a my Biblię.

---
Jomo Kenyatta, pierwszy premier i prezydent Kenii

poniedziałek, 25 lutego 2008

Metoda afarsata

(Cesarz) dalej reformuje: znosi pracę przymusową, sprowadza pierwsze samochody, tworzy pocztę. Zachowuje karę chłosty w miejscach publicznych, ale karci metodę afarsata.

Jeżeli gdzieś popełniono przewinienie, siły porządku otaczały wieś lub miasteczko i głodzono ludność dotąd, dopóki ktoś nie wskazał winnego. Ale jedni pilnowali drugich, aby nikt nie doniósł, gdyż każdy bał się, iż to on może być uznany winnym, i tak pilnując się, trzymając się za poły, gromadnie umierali z głodu. To była metoda afarsata. Pan nasz potępiał takie praktyki.

---
"Cesarz", Ryszard Kapuściński, s. 39, Biblioteka Gazety Wyborczej 2008

Tron dzięki pokorze

Mamy takie prowincje, gdzie lud jest przygnębiająco dziki, nagi i pogański i bez pouczeń policji mógłby dopuścić się obrazy pańskiego majestatu. Mamy inne prowincje, gdzie nieokrzesane wieśniactwo na widok monarchy uciekłoby ze strachu. I pomyśl, przyjacielu, oto osobliwy pan wysiadł z samolotu, a wokół pustka, cisza, szczere pole, jak okiem sięgnąć żywego ducha. Nie ma do kogo zwrócić się, przemówić, pocieszyć, nie ma bramy powitalnej, nie ma nawet samochodu. Co robić, jak się zachować? Postawić tron i rozłożyć dywan? Wypadnie jeszcze gorzej, bo śmieszniej. Tron dodaje godności, ale tylko przez kontrast z otaczającą go pokorą, to pokorność podwładnych stwarza potęgę tronu i nadaje jej sens, bez niej tron jest tylko dekoracją, niewygodnym fotelem o wytartym pluszu i pokrzywionych sprężynach.

---
"Cesarz", Ryszard Kapuściński, s. 39, Biblioteka Gazety Wyborczej 2008

czwartek, 14 lutego 2008

Siedzę blisko Ciebie, mam podobne przekonania

W intranecie Google funkcjonuje "rynek prognoz", na którym pracownicy tej supernowoczesnej organizacji mogą zakładać się, czy coś wydarzy się w przyszłości, czy nie. Czy Google otworzy biuro w Rosji? Czy Apple wyprodukuje Maca z procesorem Intela? Ilu użytkowników będzie miał Gmail pod koniec kwartału? Pracownicy gromadzą wirtualne jednostki pieniężne - gooblony - które pod koniec kwartału przekształcają się w realne nagrody pieniężne dla najsprawniejszych jasnowidzów. Dla firmy jest to nie tylko źródło "mądrości tłumu", ale też wiedza o tym, jak informacje rozpowszechniają się w organizacji - kto zakłada się tak samo?

I co się okazuje? Podobne przekonania dzielą nie ludzie, którzy się ze sobą przyjaźnią czy piastują podobne stanowiska, ale ci, którzy siedzą blisko siebie. Po prostu. Nawet w tej firmie, w której ludzie przedkładają kontakty wirtualne nad spotkanie twarzą w twarz, a narzędziami wirtualnej komunikacji posługują się bez problemu, informacja rozprzestrzenia się najłatwiej wśród ludzi zajmujących sąsiednie biurka. Innymi słowy, należałoby się zastanowić nie nad tym, jakie jeszcze technologie komunikacji ludziom udostępnić, ale jak ich usadzić i jak często zmieniać konfigurację fizycznej współpracy. Notabene, wydaje się, że w Google to rozumieją, bo pracownicy zmieniają tam fizyczne miejsce pracy mniej więcej raz na trzy miesiące.

---
"Firma 2.0... nie tak szybko", Dorota Konowrocka, Computerworld 7/802

poniedziałek, 11 lutego 2008

Project planning

A badly planned project will take three times longer than expected - a well planned project only twice as long as expected.

---
Project Management Proverbs compiled and some written by Mike Harding Roberts

sobota, 9 lutego 2008

Oślepione dzieci

Mieliśmy wspaniałych szachów, takich jak Cyrus i Abbas, ale są to naprawdę odległe czasy.

Nasze ostatnie dwie dynastie, żeby zdobyć lub utrzymać tron, rozlały dużo niewinnej krwi.

Wyobraź sobie szacha, a nazywał się on Agha Mohammed Khan, który walcząc o tron nakazuje wymordować lub oślepić ludność całego miasta Kerman. Nie czyni żadnego wyjątku, a jego pretorianie zabierają się gorliwie do dzieła. Ustawiają mieszkańców rzędami, dorosłym ścinają głowy, a dzieciom wydłubują oczy. Ale w końcu, mimo zarządzanych odpoczynków, pretorianie są już tak wyczerpani, że nie mają siły unieść miecza ani noża. I tylko dzięki temu znużeniu katów część ludzi ratuje swoje życie i wzrok.

Z tego miasta wyruszają potem procesje oślepionych dzieci. Wędrują przez Iran. ale czasem gubią w pustyni drogę i giną z pragnienia. Inne gromady docierają do ludzkich osad i tam proszą o jedzenie śpiewając pieśni o morderstwie miasta Kennan. W tych latach wiadomości rozchodzą się powoli, więc napotkani ludzie są zaskoczeni słuchając chóru bosonogich ślepców, który śpiewa straszliwą opowieść o świszczących mieczach i spadających głowach. Pytają, jakiej to zbrodni dopuściło się miasto, które szach tak bezwzględnie ukarał? Więc na to dzieci śpiewają pieśń o swoim przestępstwie. To przestępstwo polegało na tym, że ich ojcowie udzielili schronienia poprzedniemu szachowi i nowy szach nie mógł im tego wybaczyć.

Widok procesji oślepionych dzieci wzbudza powszechną litość i ludzie nie odmawiają im strawy, ale muszą karmić gromadę przybyszów dyskretnie, a nawet potajemnie, gdyż mali ślepcy są ukarani i napiętnowani przez szacha, stanowią więc rodzaj wędrownej opozycji, a wszelkie popieranie opozycji jest w najwyższym stopniu karalne. Stopniowo do tych procesji przyłączają się malcy, którzy stają się przewodnikami oślepionych dzieci. Odtąd wędrują razem poszukując jedzenia i ochrony przed chłodem i zanosząc do najdalszych wsi opowieść o zagładzie miasta Kemian.

---
"Szachinszach", Ryszard Kapuściński, s. 47, Czytelnik 2007

środa, 6 lutego 2008

Racjonalność a wiara

Racjonalność może w sposób rozumny - racjonalny właśnie - wyjaśnić swoją skuteczność tylko przez odwołanie się do racjonalnego argumentu albo do tego właśnie procesu, racjonalnego myślenia, który wchodzi akurat w grę. Bertrand Russel, George Santayana i Karl Popper tak czy inaczej to przyznawali, stwierdzając, że u podstaw rozumu leży niezbędna "zwierzęca" (Santayana) czy "irracjonalna" (Popper) wiara.

Próba Bartleya, który na miejsce sedna rozumu [core of reason] chciał wprowadzić niekończący się proces krytykowania zawiodła, ponieważ jakiś sposób krytykowania jest zawsze niezbędny, a więc niezastąpiony i w takim sensie pozostaje poza wszelką krytyką, jeśli mamy stosować krytykę jako proces uniwersalny.

W książce Mind at large (1988, rozdział 2) dowodziłem, że moglibyśmy przynajmniej to sedno ocalić przed etykietą "irracjonalności", uznając, że korzenie rozumu są preracjonalne, pozostając w takiej mniej więcej relacji do irracjonalności (zaprzeczenia racjonalności, kiedy to możliwe) jak nieożywiony kamień do martwego organizmu.

Choć jednak taka zmiana może nas uchronić przed najgorszą pułapką irracjonalisty - założeniem, że między racjonalnością a irracjonalnością nie ma różnicy - nie usuwa konieczności, iż u samego początku musi się znaleźć niepodważalne założenie.

---
"Miękkie ostrze: Naturalna historia i przyszłość rewolucji informacyjnej", Paul Levinson, s. 348, Warszawskie Wydawnictwo Literackie "Muza"

niedziela, 13 stycznia 2008

A Flower Grows in Hell

Me and the boys went the other night. It was raining. We caught the city bus and rode all the way through Eastbridge Tunnel. Sad Mary was already on top; she gave me one of her dead lilies.

I love the tunnel – so dark, so gloomy. There are no eyes in its darkness; I can relax there. Only there does the voice leave me alone.

I got hung up for a bit watching this Skinner kid carefully eat a sticky bun he'd been given. He was eating it so slowly, so passionately that I could almost taste it myself. I touched him and got that lightheaded feeling I always do when I touch kids. It didn't take long before I found what I was looking for. The taste of that bun flowed across my tongue. The sugar, the pecans, the cinnamon: pure delight. I got a rush from it, sitting there, my arm snaking through the window of the bus, my hand right inside the kid's head. Mary had to shake a rush off me; otherwise I probably would've fallen of the bus.

---
"Wraith: The Storytelling Game of Death and Damnation", promotional leaflet, Dragon Magazine 2007, July 1994

wtorek, 1 stycznia 2008

Nienawiść totalna

Kiedy nienawidzimy prawdziwie jesteśmy bezkrytyczni zarówno względem nas samych, jak względem tego, czego nienawidzimy, albowiem być krytycznym to umieć różnicować, a nienawiść odbiera nam wszelką zdolność do różnicowania. Przeciwstawia naszą totalną i bezwarunkową słuszność równie totalnej, bezwarunkowej i nieuleczalnej nikczemności innych.

---
Cytat z Leszka Kołakowskiego w artykule Adama Michnika "Mowa pogrzebowa nad grobem IV Rzeczpospolitej", Gazeta Wyborcza na Nowy Rok 2008